Ostatnio czuję „przesyt poradnikowy”. Ilość nowych pozycji w księgarniach rośnie w zastraszającym tempie. Na dodatek większość w tytułach ma „magiczne liczby”: „30 rzeczy, które musisz zmienić w swoim życiu”, „5 rzeczy, które musisz zacząć robić, by żyć pełnią życia”, „7 kroków do spełnienia marzeń”… czy wszystkie te książki, to wartościowe poradniki?
Zastanawiam się, skąd taka popularność tego typu literatury (czy to nie za duże słowo?). Przejrzałam swoje półki i znalazłam kilka pozycji. Pooglądałam, i widząc, że większość nie ma żadnej bibliografii (nawet notek o autorze), przypomniałam sobie, dlaczego nie kupiłam kolejnych. Ponieważ w czasach, gdy się w te książki zaopatrywałam (ładnych parę lat temu) uważałam, że ktoś, kto twierdzi, że stworzył jakąś teorię, kto przekonuje mnie, że jest ona prawdziwa, powinien przedstawić mi wiarygodne wyniki badań. Powinien również napisać, jak do swoich wniosków doszedł, na jakich (czyich) teoriach bazował i powinien stworzyć bibliografię. Bo na pewno nie doszedł do tego sam… Tak więc z nieufnością podeszłam do lektury pozycji zakupionych i kolejnych zakupów nie dokonałam.
Jakie wartościowe treści można znaleźć w takich poradnikach?
Ale czy na pewno moje myślenie jest słuszne? Pamiętam, że chcąc zdobyć jak najpełniejszą wiedzę psychologiczną, zdecydowałam się na studia psychologiczne, choć wielu znajomych mówiło mi, że przecież mogę zdobyć tą samą wiedzę, sama dobierając i czytając psychologiczną literaturę. Ja jednak myślałam wówczas, że nie mam odpowiednich zasobów w sobie, by umieć odróżnić dobry podręcznik psychologiczny od byle podrzędnego poradnika i bałam się, że się oczytam głupot i jeszcze w nie uwierzę. Żyłam w przekonaniu, że muszę iść na uniwersytet, by mądrzy ludzie podsunęli mi mądre książki, bo przecież sama za mądra w danym obszarze póki co nie byłam.
Tymczasem z miłym zaskoczeniem stwierdziłam, że przez studia uczono mnie głównie krytycznego myślenia i odnoszenia się z dystansem do różnych lektur, do badań, do szukania „słabości” teorii, przez co większość tekstów odnosiłam do siebie a nie do obiektywnych, zdawać by się mogło, wyznaczników i sama stawałam się ich sędzią. A, że zdobywana wiedza kumulowała się we mnie, przestawałam po pewnym czasie czuć, że tak myślał ten, a tak tamten wielki uczony. Nagle zaczęłam myśleć ja. Trochę jak ten, a trochę jak tamten. To jest chyba tak, jak z małym dzieckiem, które odkryje od dawna znaną prawdę, i choć nie odkrył nic nowego dla świata, to odkrył coś ważnego dla siebie.
I chyba tak właśnie jest z poradnikami. Autorzy być może dlatego są przekonani, że sami stworzyli pewne „złote zasady”, bo faktycznie je poczuli, bo w ich życiu podziało się coś, co sprawiło, że już wiedzą, jak powinni żyć. Pytanie tylko, czy ich droga jest jedyną słuszną drogą dla innych? Brzmienie poradników jest dosyć stanowcze i kategoryczne. I nie wiem, czy to taki marketing, czy autorzy faktycznie są przekonani, że szerzą najprawdziwszą i jedyną wiedzę? (Prawda bowiem bywa pojęciem względnym).
W sumie przekonani być powinni, inaczej nie byliby zbyt wiarygodni. Ale nawet, jeśli oni „dadzą sobie głowę uciąć” za słuszność głoszonych poglądów, my niekoniecznie powinniśmy przyjmować je bezkrytycznie. Ja rozumiem, że czasem jesteśmy na takim etapie życia, że emocje nas przytłaczają, nasza percepcja jest zawężona i wówczas sięgamy po takie „złote, poradnikowe zasady”, bo potrzebujemy słów prostych a zdań krótkich i kategorycznych.
Uderza mnie jednak w poradnikach to, że rzadko znajduje się w nich zachęta do własnych refleksji, brakuje wskazówek do szukania własnej drogi. Często jest to zwykła wyliczanka zasad, których musimy się trzymać, żeby zapewnić sobie szczęście. Tu 10 zasad, tam 30, gdzie indziej 50. Kto by to wszystko spamiętał? A co, jak jakieś zasady się wykluczają?
Od dziecka uczyliśmy się słuchać innych, autorytetów, naukowców, przywódców religijnych. Później nauczyliśmy się szukać porad w internecie no i wreszcie w poradnikach. Kiedyś pytano o poradę osób starszych, doceniając ich życiową mądrość, dziś wolimy od porad dziadków lub rodziców porady „wujka google”. Tymczasem porad w internecie jest bez liku, poradników jest mnóstwo, można oczywiście znaleźć coś wartościowego, ale i można stracić mnóstwo czasu, nerwów i pieniędzy.
Zapytaj samej siebie…
Tymczasem ja uważam, że mamy jeden najlepszy poradnik zawsze przy sobie. Powinniśmy bowiem częściej pytać samego siebie. Bo większość odpowiedzi jest w nas (dokładnie to samo usłyszymy od coacha, od psychoterapeuty, choć nieraz usłyszenie takiej prawdy dziwnie nas uwiera i nam „nie leży”), a jednak wolimy przeczytać u kogoś, powołać się na kogoś. Tymczasem pogłębiona refleksja może nas bardzo ubogacić, tak w porady dla nas samych jak i w poznanie siebie.
Dlatego serdecznie do pytania samych siebie zachęcam. Mamy bowiem w sobie wszystkie niezbędne odpowiedzi!
O AUTORCE
Nazywam się Małgorzata Pawlińska. Jako psycholog, Coach PCC ICF oraz licencjonowany konsultant i trener Odporności Psychicznej - pomagam kobietom będącym SP (SP – Sensitive Person) odnaleźć i rozwijać w życiu 3 SP: SPokój, SPójność, SPełnienie.
Funkcja trackback/Funkcja pingback