Są integralnym elementem naszego życia. Powinniśmy więc czuć się z nimi oswojeni, tymczasem tak często zdarza nam się odsuwać od siebie ten moment nieprzyjemnej konfrontacji z rzeczywistością, kiedy to od naszej decyzji zależeć będzie, co dalej…
Myślę, że łatwiej jest nam podjąć decyzję na zasadzie: „nie – chcenia” niż „chcenia” czegoś. Jeśli mamy do wyboru kilka rzeczy, łatwiej nam odrzucić te mniej chciane, dokonanie wyboru pomiędzy propozycjami równie dla nas dobrymi, lub każdą dobrą pod jakimś względem, sprawia zazwyczaj dużo większy problem.
Trudno przychodzi nam bowiem jasne i precyzyjne wyrażanie naszych potrzeb. Nieczęsto pozostajemy w wystarczająco bliskim kontakcie z naszymi uczuciami, by z całą pewnością móc powiedzieć: tak, to jest dokładnie to, czego chcę… Myślę, że poznanie siebie na tyle, by bez większych wahań móc w wątpliwych sytuacjach stwierdzać, czego chcemy, to więcej niż połowa sukcesu. W przeciwnym wypadku stajemy się podatni na sugestie innych, bądź podejmujemy decyzje uszczęśliwiające bardziej zdecydowanych, ale już niekoniecznie nas samych…
Jak jednak zdobyć tę wiedzę o nas samych? Skąd mieć pewność, kto będzie dla nas najlepszym życiowym partnerem, w jakim miejscu na świecie najlepiej będzie się nam żyło, w jakim zawodzie będziemy się spełniać? Jak zdecydować, czy w ogóle chcemy z kimś dzielić życie, czy chcemy mieć dzieci, czy chcemy pracować u kogoś, czy na własny rachunek?
Jak oddzielić nasze myśli i przekonania od głosów i przekonań głoszonych przez świat i społeczeństwo, w których przyszło nam żyć?
Na pewno w znacznej mierze wiedzy tej dostarcza nam życiowe doświadczenie, wcześniejsze decyzje, raz słuszne, raz błędne… Zazwyczaj jednak musimy podejmować decyzje bez takiej wiedzy. Możemy wówczas nieświadomie zastosować metodę polegającą na czekaniu aż ktoś/coś/los (???) dokona wyboru za nas. Różnie można to nazwać. Tchórzostwem, bo nie bierzemy losu w swoje ręce i nie chcemy wziąć odpowiedzialności za swoje decyzje. Odwagą, bo z wiarą i ufnością oddajemy decydowanie o nas jakiejś obcej sile i jesteśmy gotowi przyjąć każdą nową sytuację. Naiwnością? Optymizmem? Szaleństwem?
Nasze otoczenie nazwie to różnie, ważne, jak my to nazwiemy dla siebie samych.
Podejmowanie decyzji w znaczniej mierze zależy też od naszej osobowości. Ktoś, kto lubi mieć nad wszystkim kontrole, nie odda tak łatwo nikomu ani niczemu prawa do decydowania. Ale, z drugiej strony, cały czas będzie się miotał w analizach, rachunkach zysków i strat.
Ja uczę się odpuszczać w mniejszych kwestiach, uczę się większego zaufania (bo ja tak nazywam pozostawianie spraw do rozwiązania losowi). Niemniej w decyzjach naprawdę ważących na moim życiu chciałabym pozostawać bez wpływów świata i innych na tyle, na ile to możliwe. O tym decydować chcę sama i brać za to pełną odpowiedzialność.
Na koniec tylko przypomnę to, co mi ostatnio boleśnie przypomniało życie: nie o wszystkim jest nam dane decydować, czasem los decyduje za nas, w ogóle nie dając nam wyboru. Z tym trzeba się po prostu nauczyć godzić. Pomału się uczę…
A Ty jaką stosujesz metodę przy podejmowaniu decyzji?
O AUTORCE
Nazywam się Małgorzata Pawlińska. Jako psycholog, Coach PCC ICF oraz licencjonowany konsultant i trener Odporności Psychicznej - pomagam kobietom będącym SP (SP – Sensitive Person) odnaleźć i rozwijać w życiu 3 SP: SPokój, SPójność, SPełnienie.